Cofnęliśmy się do XIX wieku z technologią budowania mieszkań – uważa architekt i urbanista z biura BBGK Architekci Wojciech Kotecki. Tylko masowe wykorzystanie technologii prefabrykacji może sprawić, że mieszkania będą budowane szybciej i taniej, a do tego nie ucierpi na tym ich jakość.
– Przed 1989 r. budownictwo było niesamowicie uprzemysłowione, a prefabrykacja była wręcz obowiązującą technologią. Ok. 80% zasobów mieszkaniowych w naszym kraju, to budynki wybudowane w technologii prefabrykowanej. – mówił Wojciech Kotecki architekt i urbanista z biura BBGK Architekci
Architekt przyznał jednak, że często jakość wykonania tych budynków pozostawia wiele do życzenia. Co gorsza, wskutek zmian ustrojowych, przemysł budowlany został rozmontowany.
– Wydawało się nam, że poszliśmy do przodu, że zostawiliśmy za sobą spuściznę po PRL. Jednak tak naprawdę cofnęliśmy się do XIX wieku z technologią budowania. Domy są budowane właściwie gołymi rękami. W efekcie budownictwo jest jednym z tych przemysłów, w którym jest najwięcej wypadków – zauważa architekt.
Kotecki przyznał, że nie można narzekać na jakość domów budowanych w technologii tradycyjnej, czyli z cegieł czy bloczków. Problem w tym, że zaczęło brakować chętnych do pracy na budowach. Żeby zatrzymać pracowników, firmy wykonawcze muszą płacić im coraz więcej. Koszty budowy domów wielorodzinnych w Warszawie wynoszą już 4,5-5,5 tys. zł w przeliczeniu na m kw. mieszkania. Do tego dochodzą m.in. koszty zakupu działki i jej uzbrojenia, koszty finansowe i marża dewelopera. W efekcie kurczy się grupa Polaków, którzy mogą sobie pozwolić na zakup mieszkania. Zdaniem Wojciecha Koteckiego, ten trend można odwrócić dzięki prefabrykacji.
– W Europie Zachodniej, czy krajach skandynawskich ta technologia ma się świetnie. Każdy kto tam był wie, że np. w Danii 95% budynków jest zbudowanych z prefabrykatów. Budynki te reprezentują absolutnie najwyższy poziom, jeśli chodzi o architekturę i jakość życia mieszkańców – mówił architekt.
Dyrektor generalny Polskiego Związku Firm Deweloperskich (PZFD) Konrad Płochocki przyznał, że deweloperzy do tej pory nie budowali z prefabrykatów, bo „wychodziła drożej niż metoda tradycyjna”.
– Jednak koszty budowy poszły tak w górę w ostatnich trzech latach, że prefabrykacja jest porównywalna kosztowo z technologią tradycyjną – stwierdził Płochocki.
Zaraz jednak dodał, że postawienie konstrukcji z prefabrykatów to nie wszystko. Na rynku brakuje fachowców, którzy potrafiliby w takiej konstrukcji np. poprowadzić wszelkie instalacje.
– W technologii tradycyjnej, jak się „nie wstrzelimy”, to wybijamy dwie cegły w lewo i pasuje. Przy prefabrykacie nie mamy takich możliwości – tłumaczył dyrektor PZFD.
Jego zdaniem, prefabrykacja musiałby być wyraźnie tańsza, żeby deweloperzy podjęli ryzyko związane z nauką nowej dla nich technologii.
Wojciech Kotecki przekonywał, że jej potanienie jest możliwe, o ile uda się przekonać producentów prefabrykatów do rozbudowy fabryk domów oraz budowy nowych w różnych rejonach kraju.
– Oni robią bardzo wyrafinowane produkty i wysyłają je za bardzo duże pieniądze np. do Skandynawii. Jednak żeby opłacało im się sprzedawać prefabrykaty dużo taniej w kraju, musieliby mieć zapewniony duży portfel zamówień na długi okres – tłumaczył Kotecki.
I podkreślił, że bardzo liczy na zamówienia od spółki PFR Nieruchomości, która realizuje komercyjną część programu Mieszkanie Plus.
– Dopiero upowszechnienie tej technologii będzie oznaczało spadek cen. Prefabrykaty do Warszawy trzeba dowozić z fabryki znajdującej się w odległości 200 km. Tymczasem, żeby to było tanie, fabryka powinna być pod Warszawą, albo w Warszawie – mówił architekt.
– Od samego początku zdawaliśmy sobie sprawę, że Mieszkanie Plus może napotkać na bariery w postaci rosnących kosztów budowy, i że sposobem na ich obniżenie może być prefabrykacja. Zwłaszcza, gdyby udało się wykorzystać efekt skali – mówił wiceprezes PFR Nieruchomości Grzegorz Muszyński.
Wojciech Kotecki zwrócił uwagę, że w Skandynawii, gdzie budownictwo prefabrykowane jest bardzo popularne, dla wszystkich jest oczywiste, że ściany wewnętrzne nie są tynkowane. U nas niedopuszczalne jest łączenie w sufitach, a tam jest to standardem. Rury nie są zamurowane w ścianach, co nie ma sensu.
– Jeśli u nas zrezygnujemy z tego typu „fanaberii”, koszty mogą spaść do 3-4 tys. zł za m kw. – przekonywał Kotecki.
I dodał, że bardzo kosztowne są garaże podziemne. Kupujący mieszkania często nie zdają sobie sprawy, że kupując miejsce w garażu podziemnym płacą tak naprawdę zaledwie jedną czwartą kosztów. Pozostałe są zawarte w cenie mieszkań. Tak więc koszty budowy ponoszą także ci, którzy nie mają miejsca w garażu.